Wprowadzenie
Witam Państwa,
Dzisiejszy wpis miał być kontynuacją wątku o tzw. dowodach nielegalnych w postępowaniu cywilnym, który rozpocząłem na portalu jakiś czas temu (https://korporacyjnie.pl/dowody-zdobyte-w-sposob-%E2%80%9Eniezgodny-z-prawem-szkic-analizy-krytycznej-w-kontekscie-prawa-amerykanskiego-cz-1/). Tak się jednak nie stanie. Powodem tej zmiany jest bezprecedensowe orzeczenie Sądu Apelacyjnego w Warszawie dotyczące Pani Beaty Sawickiej (sprawa z udziałem Agenta Tomka, aktualnie posła na Sejm RP). Te dwa elementy, czyli mój poprzedni wpis oraz sprawę karną Pani BS łączy zagadnienie, o którym chciałbym dzisiaj napisać kilka słów.
Podejrzewam, że przynajmniej część z Państwa słyszała o tym wyroku lub śledzi dyskusję na łamach Żółtych Stron RP, ale jeżeli nie, to już tłumaczę o co chodzi. Otóż SA w Warszawie uniewinnił Panią BS. Z doniesień prasowych, w tym z opublikowanych wypowiedzi SA, wynika, że sąd całkowicie zdyskwalifikował, czyli de facto pominął materiał dowodowy na poparcie oskarżenia, uzyskany przez organy państwa (CBA) z naruszeniem prawa. Słowami Sądu:
„Sąd apelacyjny uniewinnił oskarżonych z powodu rażących uchybień popełnionych przez CBA w toku prowadzonych (…) czynności operacyjnych. Czynności te podjęto nielegalnie, bo bez istnienia ku temu ustawowych przesłanek prawnych, a następnie wykonywano bez dochowania ustawowych reguł ich dopuszczalności, co dyskwalifikuje zgromadzony materiał dowodowy. (…) Oczywistym jest, że w drodze nielegalnych, wykraczających poza uprawnienia czynności operacyjnych nie jest możliwe uzyskanie legalnych dowodów, podlegających następnie ocenie wg kryteriów rzetelnego procesu karnego.” (cyt. za gazeta.pl)
Problem
Jest to precedens. Postawię nawet hipotezę, że w skali europejskiej. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Jestem pełen podziwu i szacunku dla Sądu Apelacyjnego, ponieważ idea bardzo mi odpowiada. Ale idę o zakład, że sprawa poleci przed SN, ponieważ orzeczenie to jest moim zdaniem rażąco niezgodne z polskim prawem. Sędzia „Paul Rysynsky” (jak piszą w Necie złośliwi komentatorzy) nie tyle wyprzedził epokę (jak to ocenił skromny adwokat, prof. Kruszyński), co pomylił porządki i kultury prawne.
W takim uzasadnieniu, jak omawiane, nie ma bowiem nic oczywistego. Ani w jurysprudencji polskich sądów czy Trybunału Konstytucyjnego, ani w Konstytucji nie znajduję nic, z czego miałoby wynikać, że „operacyjna inwigilacja obywateli w celu zdobycia przeciwko nim materiałów mających następnie stanowić materiały w postępowaniu karnym jest niedopuszczalna, bezprawna i nielegalna dopóty, dopóki nie istnieją uprzednio uzyskane informacje rodzące choćby domysł, że ta osoba już popełnia bądź jest w stanie popełnić przestępstwo”. Nota bene, tutaj SA chyba dość umyślnie miesza pewne wątki, bo nielegalna inwigilacja to jedno, a wyrzucenie „nielegalnych dowodów” do kosza, to drugie.
Sęk w tym, że ani na poziomie ustawowym, ani na poziomie konstytucyjnym nie ma przepisu, który uprawniałby sąd to takiego działania, tzn. do dyskwalifikacji dowodów uzyskanych z naruszeniem przepisów ustawowych. Dotyczy to zarówno postępowania karnego, jak i postępowania cywilnego. Próby uzasadnienia tezy odmiennej, przynajmniej na gruncie procesu cywilnego, są intelektualnie miałkie. Z kolei w nauce karnego prawa procesowego tego rodzaju rozwiązania postuluje się od wielu lat.
Na poziomie fundamentalnym sprawa jest stosunkowo prosta: sędziowie podlegają w Polsce tylko Konstytucji i ustawom. Konstytucji nie stosuje się bezpośrednio, bez względu na brzmienie Art. 8 ust. 2, co wielokrotnie podkreślał TK. Nawet gdyby uznać odmiennie, nie miałoby to znaczenia, ponieważ na temat „dowodów nielegalnych” nic Państwo w jurysprudencji konstytucyjnej nie znajdą. Jesteśmy krajem prawa stanowionego (ustawowego). Poza tym, proszę zwrócić uwagę na art. 168a projektu (gigantycznej) nowelizacji do kodeksu postępowania karnego, który brzmi: „Niedopuszczalne jest przeprowadzenie i wykorzystanie dowodu uzyskanego dla celów postępowania karnego, za pomocą czynu zabronionego.” Ten przepis lukę tę, być może, wypełni. Może kiedyś będzie okazja, by się jemu bliżej przyjrzeć. Jest on dość „sprytnie” napisany.
W każdym razie, nie powinniśmy w tej dyskusji mieszać tych dwóch porządków prawnych, bo mają one inne funkcje i cele. Jedynie z perspektywy historycznej takie monistyczne podejście ma sens.
Historia rozwoju modelu postępowania w Europie w 10 zdaniach
Historia procesowa Europy i common law, jaka się za tym wszystkim kryje jest fascynująca i obszerna. Trudno jest ją streścić w kilku zdaniach, mimo to spróbuję, lecz proszę mi wybaczyć pewne uproszczenia. Zabawne są referencje do „homo sovieticus” i inne asocjacje ze Związkiem Radzieckim, albowiem oni tam tego modelu i zasad postępowania nie wymyślili. Wymyślił je Kościół katolicki, dawno temu (proszę sobie w wolnej chwili sprawdzić, skąd się wzięła instytucja procuratora i jaka była jego funkcja). Kiedy we wczesnym średniowieczu zaczęły na gruzach Cesarstwa Rzymskiego powstawać „państwa narodowe”, kościół był już relatywnie ugruntowaną organizacją. Z tego dorobku czerpano. W ten sposób powstał przyjęty na Kontynencie rzymsko-kanoniczny model procesu: pisemny, tajny, inkwizycyjny, biurokratyczny, hierarchiczny aparat wymiaru sprawiedliwości. Dogmatycznie, prawda była najważniejsza, i – co istotne – zakładano, że można ją zawsze poznać. Koncepcje te uległy fundamentalnemu wzmocnieniu w XIX wieku, kiedy to zaczęto kodyfikować praw procesowe (np. Pruska ordynacja procesowa). Zostały też, co jest nieco przewrotne, wzmocnione przez panujący wówczas racjonalizm. Napoleońskie KPC oraz niemieckie ZPO, kipiące liberalnymi zdobyczami burżuazji (np. jawność, ustność) albo miały ograniczony i krótki wpływ na inne kraje (1), albo je szybciutko zmodyfikowano (2). Kolejną, nowoczesną odmianą omawianego modelu był proces austriacki (1895), który generalnie skopiowano w II RP. Potem to już rzeczywiście sowieci dorzucili swoje trzy grosze.
A co na to common law?
Bardzo silne, w porównaniu do reszty Europy, wczesne tendencje obywatelskie na Wyspach szybko doprowadziły do tego, że proces sądowy między obywatelem a państwem zaczęto postrzegać tak samo, jak spór cywilny. Zasadniczą konsekwencją tej perspektywy były narodziny koncepcji sprawiedliwości proceduralnej, czyli przypisania zasadniczego znaczenia poprawności postępowania. Nie miałoby to, rzecz jasna, miejsca, gdyby nie instytucja ławy przysięgłych, zdecentralizowana władza, oraz jawna, ustna i skoncentrowana rozprawa. Dodatkowo, równie szybko, bo już w XVI w. Henryk VIII pożegnał się z Kościołem katolickim, lecz i wcześniej wpływ modelu rzymsko-kanonicznego na common law był minimalny. Zaraz potem, Amerykanie tchnęli w te koncepcje, przynajmniej teoretycznie, nowego ducha.
Przywileje i zakazy dowodowe w federalnym prawie amerykańskim
Podstawowe przywileje (a w konsekwencji zakazy) dowodowe w USA mają rodowód karnoprawny oraz wyraźną podstawę konstytucyjną.
Są to: 1) przywilej ochrony przed samooskarżeniem – zawarty w V Poprawce do Konstytucji USA[1]; oraz 2) przywilej ochrony przed nieuzasadnionym przeszukaniem lub zatrzymaniem – zawarty w IV Poprawce[2]. Każdy z tych przywilejów ma różny zakres. Dość powiedzieć, że ochrona przed samo-oskarżeniem ma o wiele szersze zastosowanie aniżeli ochrona wynikająca z IV Poprawki, albowiem rozciąga się poza postępowanie karne.
Z drugiej strony, IV Poprawka oraz nakierowana na jej ochronę reguła wyłączania dowodów (ang. exclusionary rule) odnoszą się wyłącznie do skutków działań funkcjonariuszy publicznych[3], mają bowiem na celu przede wszystkim prewencję bezprawnych działań organów państwa. Uzyskanie przez funkcjonariusza publicznego dowodu rzeczowego w sposób nielegalny, tzn. z naruszeniem IV Poprawki, skutkować będzie jego wykluczeniem zarówno z postępowania karnego, jak i cywilnego, choć trzeba powiedzieć, że w tym ostatnim aspekcie nie ma jednolitości wśród sądów.
W konsekwencji, federalne postępowanie cywilne nie zna autonomicznego pojęcia „dowodu bezprawnego” lub „dowodu nielegalnego”. Z zastrzeżeniem tego, co powiedziano powyżej, pogląd jakoby reguła wyłączania dowodów rozciągała się na postępowanie cywilne między osobami prywatnymi, wyrażony w polskiej literaturze, jest nieprawidłowy.
Sprawa wygląda zgoła odmiennie w postępowaniu karnym.
Ogólna zasada jest taka, że dowody uzyskane z naruszeniem prawa są niedopuszczalne w postępowaniu dowodowym (w toku rozprawy). W przypadku zeznań mamy do czynienia z tzw. regułami Mirandy (Miranda rules), wprowadzonymi przez słynny precedens Miranda v. Arizona[4].
Ażeby chronić te konstytucyjne gwarancje zawarte w V Poprawce, SN wprowadził więc regułę wyłączenia dowodów (exclusionary rule), czerpiąc inspirację z precedensów wydanych na gruncie IV Poprawki[5]. Innymi słowy, orzeczono, że państwo nie może korzystać z oświadczeń osoby podejrzanej lub podejrzanego, złożonych bez świadomości posiadanych praw.
Również kolejne, inne dowody wywiedzione z lub uzyskane na podstawie lub przy pomocy dowodów nielegalnych są, co do zasady, niedopuszczalne. Przykładowo, zeznania świadka, którego tożsamość ustalono na podstawie informacji zdobytych w toku bezprawnego przeszukania mieszkania. Tę doktrynę określa się mianem „owoców zatrutego drzewa” (ang. the fruits of the poisonous tree). Termin ten został ukuty przez Sędziego Frankfurtera w orzeczeniu Nardone v. United States, 308 U.S. 338, 341 (1939). Jest to doktryna wypracowana przez orzecznictwo związana, co do zasady, z IV Poprawką oraz ochroną przed nieuzasadnionym zatrzymaniem i przeszukaniem. Pierwszym precedensem, który odwoływał się wprost do tej zasady był wyrok w sprawie Silverthorne Lumber Co. v. United States, 251 U.S. 385 (1920). Sąd powiedział wówczas: „istota zakazu uzyskiwania dowodów w określony sposób nie ogranicza się do tego, że dowody w tenże sposób nie będą użyte w sądzie, ale że nie będą użyte wcale.” W rezultacie, z postępowania dowodowego wyłączone są także dowody uzyskane za pośrednictwem lub wywiedzione z pierwotnych dowodów, które uzyskano nielegalnie[6].
Bezzasadne jest zatem utożsamianie reguł wyłączania dowodów (exclusionary rules) z doktryną owoców zatrutego drzewa. Doktryna owoców zatrutego drzewa jest wyłącznie pewną (wąską) kategorią (konsekwencją) reguły wyłączania dowodów.
Temat jest bardzo obszerny. Nie chcąc wprowadzać Państwa w błąd, powiem tak: przez 50 kolejnych lat doktryna Mirandy została tak rozwodniona, że dziś nie wiadomo, czy w ogóle coś z niej jeszcze zostało. Przykładowo, takich oświadczeń prokuratura może użyć w sądzie, aby podważyć wiarygodność oskarżonego, o ile ten zdecyduje się zeznawać. W orzecznictwie Sądu Najwyższego USA występuje w ostatnich latach tendencja do niezwykle wąskiej wykładni – pierwotnie bardzo szerokich[7] – zakazów dowodowych sformułowanych w oparciu o postanowienia IV oraz V Poprawki do Konstytucji USA[8].
Podsumowanie
Dobrze się stało, że orzeczenie SA rozpoczęło dyskusję, na którą do tej pory nikt nie miał odwagi. Szkoda tylko, że jej poziom jest, jaki jest. Osobiście jestem zdania, że potrzebne są takie normy prawne, jak te, które zastosował SA. Ale to nie może być tak na łapu, capu. Bo albo jesteśmy porządkiem prawny opartym na przepisach ustawy, albo z otwartą przyłbicą witamy się z common law. Jak się mówi A, to trzeba powiedzieć B.
W mojej ocenie, polskie środowisko prawno-procesowe jest kompletnie nieprzygotowane na tego rodzaju normy, pochodzącej z zupełnie odmiennej kultury prawnej. Warto zwrócić uwagę, że aby wyłączanie dowodów miało sens potrzebne jest kompleksowe postępowanie przygotowawcze. Optymalnie byłoby, aby o dopuszczalności wątpliwych dowodów orzekał inny sędzia, aniżeli ten, który ma orzekać w sprawie. W przeciwnym razie mamy bowiem do czynienia z sytuacją, w której sąd dowody zobaczył, ale ma następnie uznać, że ich nie ma. To jest dosyć trudne. Nie mówiąc o tym, że od strony teoretycznej uzasadniona jest teza, że taka norma wyłącza swobodną ocenę dowodów. Taka norma nakazuje bowiem sędziemu uznać, że moc takich dowodów wynosi zero. Taka norma prawna, aby się w ogóle nadawała do codziennego stosowania w sądzie, musi być ordynarnie prosta. Nielegalne, do koszta, legalne, ok. Nie ma miejsca na ocenę mocy dowodowej i wiarygodności etc., jak teraz. To jest z resztą najstarszy i najpowszechniejszy argument prawników europejskich przeciwko regułom wytworzonym przez common law: (w uproszczeniu) U was fakty ustalają kretyni (czyt. ława przysięgłych), więc nie ma mowy o chłodnej ocenie nawet nielegalnych dowodów, ale my, tutaj w Europie, kolebce intelektualnej świata, mamy kadrę wykształconych sędziów, którzy są kompetentni, aby takiej wysublimowanej oceny dokonać. Dlaczego mamy upośledzać proces dochodzenia do prawdy? Dlaczego mamy uniewinnić przestępcę? A jakie ma to znaczenie, że naruszono jego prawa, skoro jest on jawnie winny?
W konsekwencji, chyba warto sobie w pierwszej kolejności odpowiedzieć na pytanie, czy jesteśmy gotowi ponieść jej potencjalnie ogromne koszty społeczne? (populistycznie: „puszczanie bandytów na wolność ze względu na techniczne uchybienia”). Aktualnie można usłyszeć wiele głosów poparcia dla tego, co zrobił sąd. Ciekaw jestem, jaka byłaby reakcja, gdyby to gwałciciel lub morderca dzieci albo hurtowy handlarz narkotyków wyszedł tego dnia z sądu. Czy wytrwalibyśmy w tym zadowoleniu?
[1] „[…]żadna osoba nie będzie zmuszana w sprawie karnej, aby być świadkiem przeciw samemu sobie[…]”.
[2] „Obywatele mają prawo do ochrony bezpieczeństwa i nienaruszalności swojej osoby, miejsca zamieszkania, dokumentów oraz rzeczy prywatnych przed nieuzasadnionym przeszukaniem i zatrzymaniem. Prawo to nie będzie naruszane, a nakaz przeszukania lub zatrzymania będzie wydany tylko pod warunkiem istnienia uzasadnionej przyczyny popartej przysięgą, oraz wskazania miejsca, które ma być przeszukane oraz osób i rzeczy, które mają zostać zatrzymane.”
[3] Zob. Weeks v. United States, 232 U.S. 383 (1914) (przyjęcie przez SN federalnej reguły wyłączania dowodów uzyskanych z naruszeniem gwarancji wyrażonej w IV Poprawce); Burdeau v. Mcdowell, 256 U.S. 465 (1921) (dokumenty ukradzione przez osobę prywatną mogą zostać następnie wykorzystane w federalnym postępowaniu karnym przeciwko osobie, którą inkryminują, albowiem ochrona wynikająca z IV Poprawki znajduje zastosowanie wyłącznie do działań rządu); United States v. Miller, 425 U.S. 435 (1976) (IV Poprawka nie zabrania uzyskania przez rząd informacji od osoby trzeciej, ujawnionych tej osobie w zaufaniu oraz z oczekiwaniem zachowania poufności); United States v. Jacobsen, 466 U.S. 109 (1984) (Ochrona wynikająca z IV Poprawki obejmuje wyłącznie działania funkcjonariuszy publicznych; VI Poprawka nie obejmuje ochrony przez (nieuzasadnionym) zatrzymaniem lub przeszukaniem dokonanym przez osoby prywatne, niedziałające w charakterze funkcjonariusza publicznego lub z udziałem takiego funkcjonariusza lub w porozumieniu z nim).
[4] 384 U.S. 436 (1966). Stan faktyczny można podsumować następująco: Osoba podejrzana został przesłuchana na komisariacie przez policjantów bez pouczenia o prawie do obrońcy oraz o prawie do zachowania milczenia. Przyznanie się do winy, złożone w toku tego przesłuchania zostało następnie dopuszczone jako dowód w postępowaniu sądowym.
Standardowa instrukcja policyjna używana w Dystrykcie Kolumbii, (tłumaczenie własne autora) brzmi następująco:
„Jesteś aresztowany. Zanim zadamy ci jakiekolwiek pytania musisz zrozumieć swoje prawa. Masz prawo zachować milczenie. Nie wymaga się od ciebie, abyś cokolwiek do nas mówi, jak również nie masz obowiązku odpowiadać na pytania. Cokolwiek powiesz może zostać użyte przeciwko tobie w sądzie. Przez przystąpieniem do przesłuchania masz prawo skonsultować się z prawnikiem. Masz prawo żądać, aby prawnik był obecny w trakcie przesłuchania. Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnika, a nie stać się na niego, zostanie ci on przydzielony z urzędu. Jeżeli chcesz teraz bez obecności prawnika odpowiedzieć na pytania, masz ciągle prawo przestać mówić w dowolnym momencie przesłuchania. Masz również prawo odmówić odpowiedzi na pytania, dopóki nie skonsultujesz się z prawnikiem”.
[5] Zob. Wolf v. Colorado, 338 U.S. 25 (1949). W orzeczeniu Mapp v. Ohio, Sąd Najwyższy orzekł, że reguła wyłączania dowodów rzeczowych ma zastosowanie do stanowych postępowań karnych.
[6] Zasadę tę rozciągnięto także na oświadczenia podejrzanego, uzyskane z naruszeniem IV Poprawki (Wong Sun v. United States, 371 U.S. 471 (1963)).
[7] Zob. Mapp v. Ohio, 367 U.S. 643 (1961), s. 655 („Wszelkie dowody uzyskane z naruszeniem postanowień Konstytucji są mocą tychże niedopuszczalne w toku postępowania karnego przed sądem stanowym.”). Analogicznie sformułowano normę prawną w Miranda v. Arizona w kontekście V Poprawki.
[8] Podobnie, bardzo wiele wyjątków posiada zakaz dowodowy oparty o IV Poprawkę. Zob. orzeczenia United States v. Leon, 468 U.S. 897 (1984); Pennsylvania Bd. of Probation and Parole v. Scott, 524 U.S. 357 (1998); Hudson v. Michigan, 547 U.S. 586 (2006) („Niemniej, wykluczenie dowodów z postępowania karnego traktowaliśmy zawsze jako ostatnią deskę ratunku, a nie nasz pierwszy odruch. Reguła wyłączania dowodów generuje poważne koszty społeczne, oznaczając niekiedy uniewinnienie winnego lub pozostawienie osób niebezpiecznych na wolności.”); Herring v. United States, 555 U.S. 135 (2009).
Dr Bartosz Karolczyk, LL.M. Współzałożyciel ssyp.kylos.pl/korpo. Absolwent oraz stypendysta polskich, jak również amerykańskich wydziałów prawa. Entuzjasta komparatystyki prawniczej w obszarze procesu cywilnego. Praktykuje w Warszawie w dziale postępowań spornych kancelarii Domański Zakrzewski Palinka. Regularnie udziela się naukowo oraz społecznie.