Skoro Szymon polecił niedawno ciekawą konferencję o prawie spółek, ja polecę w tym miejscu równie ciekawą konferencję o sporcie i prawie unijnym (wdzięczny tytuł konferencji to „Sport, a Unia Europejska”). Konferencja organizowana jest m.in pod patronatem PiłkiNożnej. Odbędzie się 11 grudnia na Akademii Koźmińskiego w Warszawie i pojawi się tam kilku ciekawych prelegentów (m.in Truszczyński, dyrektor Generalny w Komisji Europejskiej i Bogdan Basałaj z PZPN).
Będzie o również o prawie konkurencji w sporcie. Sport pełni bowiem w społeczeństwie nie tylko funkcję promocji zdrowia i funkcję integrującą, ale jest również istotnym dla gospodarki sektorem gospodarczym, a największe kluby sportowe to profesjonalne przedsiębiorstwa z pokaźnymi budżetami, najczęściej działające w formie spółki akcyjnej. Według danych Komisji Europejskiej z 2007 r. (Biała Ksiega Komisji nt. Sportu), co roku sektor sportowy Unii Europejskiej wytwarza wartość dodaną w wysokości 407 miliardów euro. Dlatego, pożądane jest żeby reguły konkurencji obowiązywały również w polskim sporcie. Brak konkurencji to zarówno wyższe ceny dla konsumentów usług sportowych (czyli przede wszystkim dla widzów), jak i niska jakość otrzymywanego produktu (kibice polskiej piłki nożnej wiedzą o czym mówię).
Konkurencja pomiędzy przedsiębiorcami z sektora sportowego może być zakłócana zarówno przez prywatne, jak i publiczne ograniczenia konkurencji. W tym wpisie powiem trochę o subsydiach państwowych udzielanych przedsiębiorcom sportowym, czyli przede wszystkim profesjonalnym klubom sportowym (głównie piłkarskim, ale również innym, np. siatkarskim lu koszykarskim). Subsydiować przedsiębiorców sportowych państwo może w następujący sposób:
Po pierwsze, przez niemający uzasadnienia ekonomicznego sponsoring spółek skarbu państwa, czyli np. KGHM w Zagłębiu Lubin. (Dlaczego nieracjonalny? Pisałem już o tym wcześniej).
Po drugie, państwo (rozumiane również jako samorządy) może budować stadiony i dzierżawić je klubom po nierynkowych stawkach.
Po trzecie, państwo może bezpośrednio dotować profesjonalne kluby, chodzi głównie o samorządy. Zgodnie z art. 28 ust. 1 ustawy o sporcie tzw. dotację celową z budżetu jednostki samorządu terytorialnego może otrzymać jedynie „klub sportowy niedziałający w celu osiągnięcia zysku”. Oczywiście samorządy udzielają dotacji celowych profesjonalnym spółkom sportowym. Samorządy bronią się jednak tym, że ich dotacje celowe mogą być przez kluby przeznaczanie tylko na szczytne cele (np. na infrastrukturę i na szkolenie młodzieży) – kluby rozliczają się przecież z otrzymanych dotacji. Sam jednak fakt celowości dotacji i ich rzekomej kontroli przez samorządy często niewiele znaczy. Kluby kreatywnie rozliczają się z udzielonych dotacji, a przede wszystkim, nawet jeżeli uznać, że część samorządowych pieniędzy rzeczwiście idzie np. na szkolenie młodzieży to wielce wątpliwe czy nawet takie szkolenie młodzieży można uznać za działalność nieprowadzoną w celu osiągnięcia zysku. Wytrenowani młodzi zawodnicy będą przecież stanowili w niedalekiej przyszłości ekonomiczny „asset” klubu – mogą oni np. zostać sprzedani do innych klubów, a uzyskane za to pieniądze pójdą do ogólnej kasy klubu i jego akcjonariuszy.
Wszystkie powyższe formy publicznych subsydiów są szkodliwe dla konkurencyjności polskiego sektora sportowego. Jeżeli kluby mają więcej pieniędzy (otrzymywanych nie od rynku, ale od państwa), niż dla konsumentów warta jest ich usługa, przestają one o tych konsumentów walczyć. Z kolei profesjonalni sportowcy przestają konkurować jakością swojej usługi (czyli swojej gry) o kluby. Skutek jest taki, że tak zawodnicy jak i kluby stają się leniwi i niekonkurencyjni, bo swoje pieniądze przecież od państwa dostaną. Powszechnie wiadomo, że np. pensje dla zawodników w polskiej lidze piłkarskiej są porównywalne do pensji piłkarzy w ligach np. austriackiej i belgijskiej, a budżety polskich klubów porównywalne lub wyższe od budżetów w tamtych ligach. Różnica poziomów pomiędzy polską, a wspomnianymi ligami jest zaś oczywista – widać to po wynikach w europejskich rozgrywkach piłkarskich. Narzekając na zaangażowanie polskich sportowców mówię tutaj oczywiście o sportowcach uczestniczących w profesjonalnych i bogatych (bo subsydiowanych) ligach (czyli przede wszystkim o piłkarzach), a nie o, ledwo wiążących koniec z końcem, zawodnikach uprawiających mniej popularne sporty. Tych akurat mi szkoda – pieniądze publiczne przekazywane głównie na piłką nożną mogłyby spokojnie trafić do nich.
Cały artykuł na antitrust.pl.
Piotr kieruje działem prawnym w centrum analitycznym Polityka Insight. Wcześniej pracował w wiodących międzynarodowych kancelariach w Warszawie oraz w Dyrekcji ds. Konkurencji w Brukseli. Specjalizuje się w prawie antymonopolowym oraz publicznym prawie gospodarczym. Ukończył prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz Nowojorskim. Adwokat stanu Nowy Jork.