Wstęp
Zarówno propagatorzy jak i krytycy tzw. crowdfundingu dostrzegają ryzyko wiążące się z możliwością zaistnienia nadużyć ze strony podmiotu gromadzącego środki za pomocą zbiórki społecznościowej, w szczególności zaś związanych z niewykonaniem projektu.
Ci pierwsi wskazują, że ryzyko nadużyć jest minimalne ze względu na treść zaakceptowanego regulaminu, szczegółowość opracowanego planu działania oraz zakres udostępnianych serwisowi crowdfundingowemu danych osobistych pomysłodawcy projektu. Czy rzeczywiście jednak w kraju nad Wisłą, gdzie każdego miesiąca wyłudza się setki tysięcy złotych kredytów i pożyczek na fałszywe zaświadczenia o zarobkach a zakładanie działalności gospodarczej w różnych formach prawnych na tzw. słupy jest powszechne, rzeczywiście są to wystarczające gwarancje należytego wykonania finansowanego projektu przez projektodawcę?
W moim ostatnim artykule „Czym tak właściwie jest crowdfunding” starałem się zaproponować uwzględniający tradycyjne instytucje polskiego prawa cywilnego, sposób uregulowania wzajemnych praw i obowiązków stron umowy crowdfundingowej – wspierającego, projektodawcy i operatora serwisu. Wyjaśnić należy jednak, że zaproponowany przeze mnie model odbiega od tego, który faktycznie kształtują obecnie obowiązujące regulaminy dominujących polskich serwisów crowdfundingowych.
Obowiązki projektodawcy na gruncie regulaminów wybranych serwisów.
Funkcjonowanie najpopularniejszych polskich serwisów crowdfundingowych oparte jest o konstrukcję, w której operator serwisu nie jest stroną zobowiązania powstałego wyłącznie między finansującym a projektodawcą. Rola operatora ogranicza się jedynie do udostępnienia „narzędzia” umożliwiającego finansowanie społecznościowe (tak wprost określa to regulamin jednego z nich), w tym do pośredniczenia w zbieraniu i przekazaniu środków finansowych. Skoro więc celem przyjętych regulacji jest „postawienie” operatora serwisu poza nawiasem kształtowanych za jego pośrednictwem węzłów prawnych, to w konsekwencji projektodawca względem operatora serwisu nie ponosi odpowiedzialności za wykonanie projektu. Odpowiedzialność projektodawcy względem finansującego ogranicza się zaś do wykonania „wzajemnego”[1] świadczenia polegającego na wręczeniu obiecanej nagrody. Istota społecznościowego gromadzenia środków i jego podstawowy cel, którym jest realizacja projektu pozostaje poza treścią ukształtowanych zobowiązań lub precyzyjniej – nikt nie jest w tym zakresie wierzycielem projektodawcy. Dodatkowo zaznaczyć należy, że często ową „świadczoną wzajemnie” nagrodą jest bądź to produkt zrealizowany w ramach projektu, bądź to udział w zyskach z jego realizacji, a więc świadczenie przyszłe i niepewne, którego możliwość spełnienia zależy wyłącznie od tego czy projekt zostanie zrealizowany czy nie. Praktyka ta tym bardziej uzasadnia wprowadzenie do obrotu crowdfundingowego odpowiedzialności cywilnej projektodawcy z tytułu niewykonania projektu.
Reasumując, w razie niewykonania projektu projektodawca ponosi odpowiedzialność kontraktową wobec każdego ze współfinansujących, która ogranicza się do wartości obiecanej nagrody, gdyż to nieotrzymanie nagrody jest obecnie szkodą kontraktową poniesioną przez finansującego. Mając na uwadze, fakt że wartość udzielonego wsparcia finansowego niejednokrotnie przewyższa ekonomiczną wartość oferowanej za nie nagrody, stwierdzić należy że taki zakres odpowiedzialności nie jest wystarczającym zabezpieczeniem słusznych interesów finansujących, którzy mają prawo oczekiwać, że przekazane przez nich środki zostaną spożytkowane w rzetelny sposób. Dodatkowo zauważyć należy, że roszczenia współfinansujących są rozdrobnione podmiotowo a ich wartość ekonomiczna bywa znikoma. Z uwagi na kontraktowy reżim odpowiedzialności brak też podstaw żądania zwrotu całej przekazanej kwoty tytułem bezpodstawnego wzbogacenia – świadczenie finansującego jest podstawne niezależnie od późniejszego niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania projektodawcy. Mało tego, wskazana wyżej dysproporcja ekonomiczna między wartością udzielonego wsparcia a świadczonej „wzajemnie” nagrody pozwala teoretycznie opracować model, w którym projektodawca wywiązując się ze wszelkich swoich zobowiązań, tj. przekazując obiecane nagrody wszystkim finansującym, jednocześnie nie wykonuje projektu, zarabiając na samym akcie społecznościowego gromadzenia środków, czyniąc to w majestacie prawa. Przykład ten ewidentnie stanowi sprzeniewierzenie się idei ruchu crowdfundingowego.
Jako gwarancję wykonania projektu propagatorzy polskiego crowdfundingu powołują jeszcze możliwość dochodzenia roszczeń w postępowaniu karnym prowadzonym na skutek zgłoszenia przez finansujących lub operatora serwisu, zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa oszustwa. W takim jednak przypadku pokrzywdzeni będą musieli wykazać jeszcze, że organizator projektu od samego początku działał z zamiarem doprowadzenia ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Pomijając oczywiste trudności dowodowe jakie w tym zakresie napotkają finansujący, przede wszystkim trudno ocenić jak na zgłoszenia tego rodzaju reagować będą organy ścigania. Może bowiem okazać się, że niewykonanie umowy będzie przez nie kwalifikowane wyłącznie na gruncie przepisów Kodeksu cywilnego, a nie jako przestępstwo oszustwa, stąd postępowania z tych zawiadomień będą umarzane. Wspomnieć dodatkowo należy, że dochodzone w ten sposób roszczenia nie będą obejmować odsetek za opóźnienie, jako że karnoprawny obowiązek naprawienia szkody nie obejmuje odsetek cywilnych.
Sytuacji wyżej opisanej nie poprawia fakt realizacji przez projektodawcę obowiązków informacyjnych polegających na podaniu i weryfikacji swoich danych osobowych, w tym adresu i numeru konta. Weryfikacja tak stosowana jest na wielu platformach sprzedażowych, a mimo to nie wyłącza nadużyć. Tym samym stwierdzić należy, że ewentualne niezaistnienie do tej pory nadużyć dokonanych za pośrednictwem portalów crowdfundingowych wynika raczej z nieuświadomienia sobie przez internetowych oszustów sposobności jakie stwarzają te serwisy, niż ze skuteczności stosowanych przez nie polityk bezpieczeństwa.
Wnioski końcowe.
Stwierdzić należy, że istniejące zabezpieczenia prawne oraz treść kreowanych po stronie projektodawcy zobowiązań nie dają dostatecznych gwarancji wykonania umowy finansowania społecznościowego i nie zabezpieczają należycie interesów finansujących, a więc tych uczestników crowdfundingu bez udziału których, nie miałby on żadnego sensu. Dla poprawy sytuacji niezbędne jest moim zdaniem dalej idące zaangażowanie się operatorów serwisów w kreowany za pomocą dostarczonych przez nich „narzędzi” stosunek prawny. Opisywana przeze mnie wcześniej konstrukcja trójstronnej umowy nienazwanej nawiązującej do instytucji powiernictwa i przyrzeczenia publicznego to w tym zakresie absolutne minimum. Dodatkowo, przynajmniej w odniesieniu do projektów o znacznej wartości, operatorzy serwisów mogliby np. zawierać z projektodawcą odrębne umowy o przekazanie pochodzących z finansowania środków, podobne do tych które zawiera się chociażby z beneficjentami pomocy publicznej de minimis. Umowne potwierdzenie obowiązku projektodawcy do wykonania projektu i uczynienie wierzycielem tego obowiązku operatora serwisu, pozwoli skoncentrować rozdrobnione obecnie roszczenia odszkodowawcze oraz urealni ich wartość, zrównując ją z rzeczywistą wartością przekazanych projektodawcy środków, a ewentualne zastrzeżenie stosownej kary umownej na okoliczność niewykonania projektu uprości dodatkowo dochodzenie naprawienia wyrządzonej szkody. Rozważyć można również skorzystanie na tym etapie z instytucji poręczyciela czy różnego rodzaju gwarancji płatności na wypadek niewykonania projektu lub innych jeszcze prawnie dopuszczalnych form zabezpieczenia roszczeń.
Społecznościowe gromadzenie środków daje duże możliwości w zakresie finansowania przedsięwzięć gospodarczych – jest tym atrakcyjniejsze, że otrzymana pomoc ma bezzwrotny charakter i jest praktycznie bezpłatna. Dalszy rozwój polskiego crowdfundingu i odpowiedź na pytanie czy ograniczy się on do finansowania przedsięwzięć niskobudżetowych i pasjonackich, czy może pójdzie dalej wkraczając na coraz to nowsze obszary aktywności gospodarczej i aktywizując coraz to większą pulę środków z przeznaczeniem na konkretny projekt, zależy jednak nie tylko od przedsiębiorczości projektodawców, ale w dużej mierze również od tego czy operatorzy serwisów będą zwiększać istniejące gwarancje należytego wykonywania projektów. Oczywiście przedsięwzięcia realizowane z gromadzonych społecznościowo środków, jak wszystkie przedsięwzięcia gospodarcze, obarczone są ryzykiem niepowodzenia. Nie powinno być ono jednak absolutnym usprawiedliwieniem istniejącego braku obowiązku zwrotu otrzymanych środków w sytuacjach patologicznych, a więc w przypadku wystąpienia nadużyć.
[1] jak określają je obowiązujące regulaminy z lęku przed nieobowiązującą już ustawą o zbiórkach publicznych z 1933r.
Paweł Zacharzewski – adwokat. W latach 2010-2013 pracował w zespole Sochański&Manik adwokaci sp. j. a obecnie prowadzi własną praktykę adwokacką w ramach wspólnoty SZP adwokaci Piotrowska Zacharzewski Stolf-Peplińska w Szczecinie. Zainteresowania swoje koncentruje na zagadnieniach związanych z prawem cywilnym w obrocie gospodarczym, prawem spółek i własności intelektualnej. Z uwagą śledzi rozwój regulacji i praktyk prawnych w Internecie.
Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Szczecińskiego. Ukończył studia podyplomowe z zakresu prawa Unii Europejskiej (UJ) i prawa spółek (UW) oraz aplikację ogólną w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury w Krakowie.
Artykuł bardzo mnie zaciekawił, temat wart uwagi, a spojrzenie autora wybiega w przyszłość, gdyż rola crowfundingu prawdopodobnie będzie rosnąć 🙂
Dziękuję za słowa uznania, na pewno nie jest to ostatni artykuł w dyskusji na temat społecznościowego gromadzenia funduszy. Zgadzam się że problematyka wymaga zainteresowania.