do Corporate, Private Equity, Robienie biznesu w

Wprowadzenie

 

Dzień dobry,

W ostatnim czasie wrześniowy tekst prof. Kidyby o spółkach osobowych (choć konkluzja jego opracowania skierowana była przeciw propozycjom dotyczącym spółki z o.o.) był pretekstem do kilku krytycznych uwag na forum korporacyjnie.pl. W komentarzach „zarzucono” nam, że się uwzięliśmy, co oczywiście traktujemy z przymrużeniem oka;)

Niemniej, postanowiłem odrobić lekcje i przegryzłem się przez ponad 10 publikacji o spółkach osobowych, które ukazały się w PPH w okresie wrzesień – listopad w związku z II Forum Prawa Spółek w Łodzi. Poziom tych tekstów był różny. Wybrałem najciekawsze moim zdaniem zagadnienia, które poruszono przy tej okazji.

W dzisiejszym wpisie postaram się je Państwu w syntetyczny sposób przedstawić (kolejność przypadkowa) wraz z krytycznym (tak!), autorskim komentarzem. Wiele wątków, przewijało się już we wcześniejszych wpisach na korporacyjnie.pl.

 

 

Problem nr 1: zmiana umowy spółki osobowej większością głosów (art. 9 ksh)

 

Pierwszym problemem, z którym musimy się zmierzyć, jest „budząca wątpliwości” regulacja pozwalającą na zmianę umowy spółki osobowej większością głosów wspólników (art. 9 ksh).

Zdaniem niektórych autorów, „lakonicznie brzmienie” tego przepisu „implikuje wątpliwości, czy zastrzeżone w umowie spółki przełamanie zasady jednomyślności znajdzie zastosowanie do każdej zmiany postanowień umowy”. Art. 9 ksh skłania dr K. Osajdę do wniosku, że „przepisy dotyczące spółki jawnej zbyt słabo […] chronią prawa wspólników”.

Tytułem wyjaśnienia, taka zmiana może dotyczyć wielu newralgicznych uprawnień, np. stosunku udziału w zysku, prawa reprezentacji etc. Wspomniany Autor stawia w tym kontekście pytanie o dopuszczalność podwyższenia sumy komandytowej, a więc zakresu odpowiedzialności komandytariusza za zobowiązania spółki wobec wierzycieli spółki, bez jego zgody. Jego zdaniem, omawiana regulacja „może prowadzić do trudnego do zaakceptowania rozstrzygnięcia, że ocena niejednomyślnych zmian postanowień umowy powinna się dokonywać przez pryzmat zasady volenti non fit iniuria i skoro wspólnik, zawierając umowę spółki, wyraził zgodę na niejednomyślne zmiany jej postanowień, to zmiany dokonane w tym trybie są zgodne z jego wolą i powinien je akceptować”. Myśl o tym dlaczego jest to trudne do zaakceptowania rozstrzygnięcie nie znalazła jednak rozwinięcia.

Podnosi się, że omawianej regulacji „nie towarzyszy obecnie środek prawny pozwalający na skuteczne przeciwdziałanie zmianom umowy, w szczególności prowadzących do pogorszenia sytuacji prawnej wspólnika.” Argumentem przemawiającym za tą trafnością tej tezy są „wypowiedzi doktrynalne.”

„Jedynym instrumentem prawnym”, jaki ma do dyspozycji wspólnik, który w taki sposób utracił wpływy w spółce jest powództwo o stwierdzenie nieważności uchwały spółki osobowej (art. 189 kpc) w zw. z art. 58 kc. Wątek nieadekwatności tego instrumentu nie został niestety ani rozwinięty, ani zilustrowany przykładem.

W konkluzji, dr Osajda proponuje uzupełnić art. 9 ksh o zastrzeżenie, że „zmiana umowy spółki skutkująca pozbawieniem wspólnika praw może zostać dokonana wyłącznie za jego zgodą”. Postulat ten obejmuje wzorowanie się na przepisach o spółkach kapitałowych  (art. 246 § 3 i art. 415 § 3 ksh). Alternatywnie, propozycja obejmuje korektę art. 30 ksh przez dodanie zastrzeżenia, że wyłączenie prawa reprezentowania spółki przez wspólnika w umowie spółki wymaga zgody wspólnika, którego dotyczy.

 

Komentarz:

 

Na wstępie, powtórzmy za jednym z autorów, że „przepisy o spółkach osobowych w praktyce działają w zasadzie dobrze”. W konsekwencji, orzecznictwo SN jest niewielkie. Powiedzmy również otwarcie: i bardzo dobrze. Pierwszym i podstawowym wskaźnikiem złego przepisu jest tona (płynnego) orzecznictwa, w  którym może się radośnie grzebać armia dogmatyków (np. prekluzja procesowa w postępowaniu gospodarczym). W największej komercyjnej bazie prawnej, pod art. 9 k.s.h., po ponad 10 latach jego obowiązywania, jest dokładnie 0 orzeczeń na omawiany temat. O ile się nie mylę, nie znajdą ich Państwo również pod art. 189 kpc. Wprawdzie nie jest to dowód absolutny, ale chyba jednak dobry indykator tego, że problem w praktyce nie istnieje.

Przyczyny tego stanu rzeczy są przynajmniej trzy.  

Po pierwsze, przepis art. 9 k.s.h. jest jasny. Brzmi on: „Zmiana postanowień umowy spółki wymaga zgody wszystkich wspólników, chyba że umowa stanowi inaczej.” W języku bardziej przystępnym oznacza to: „chłopaki i dziewczyny, robimy biznes, gramy do jednej bramki i każdy z nas waży tyle samo”. Oczywiście, w życiu bywa inaczej i przepis jest wyrazem trafnego dostrzegania odmiennej rzeczywistości.

Proces zmiany reguły wyjściowej jest dwustopniowy. Primo, trzeba w ogóle wpaść na to (albo przypomnieć sobie z fizyki w szkole podstawowej), że energia zależy m.in. od masy. Skoro ja ważę więcej niż dwaj pozostali wspólnicy, to dlaczego mamy mieć jednomyślność? Musimy więc zapisać, że zmiana postanowień umowy spółki nie wymaga zgody wszystkich wspólników. Po drugie primo, w zasadzie to hulaj dusza piekła nie ma. Możemy więc zapisać, że zmiana postanowień umowy X, Y lub Z wymaga jednak jednomyślności, cokolwiek. W konsekwencji, propozycja dr Osajdy, skądinąd jak najbardziej rozsądna, może bez najmniejszego problemu znaleźć się w umowie spółki. Na tym polega piękno art. 9 ksh. Nie ma potrzeby zmieniać Kodeksu spółek handlowych, który w tym miejscu jest po prostu aprobatą swobody kontraktowania, czyli (uwaga, ważne) respektowania woli stron.

Dotykamy tutaj kwestii nieco filozoficznej, czyli zasadniczej: Zacznijmy w końcu myśleć o prawie, a zwłaszcza o prawie kontraktów i spółek, jako o narzędziach, które sprzyjają ludziom zaradnym, posiadającym umiejętność czytania ze zrozumieniem. Nie rozmawiamy o prawie ochrony konsumentów. Naprawdę. Jeżeli ktoś zamierza podpisać umowę spółki, w której czyta, że zmiana postanowień umowy spółki nie wymaga zgody wszystkich wspólników, i przechodzi nad tym do porządku dziennego, to czy powinniśmy taką osobę chronić? Mam nadzieję Czytelniku, że nie wykrzyknąłeś właśnie „ale przecież oni nigdy nie czytają umów!”. To byłoby kuszące, ale w tej dyskusji argument ten prowadzi donikąd:) Przestańmy kopać wolność kontraktowania. I tak już ledwo zipie.  Zacznijmy traktować siebie nawzajem jako ludzi odpowiedzialnych. I proszę tego nie czytać jako: „Nie zabierajcie pracy prawnikom!!!”;). Dlaczego volenti non fit iniuria i wolność kontraktowania mają ustąpić postulatowi ochrony nieroztropnych wspólników? Czy naprawdę jest w tym podejściu jakaś magiczna wartość?

Po drugie, aktualnie i tak pewnie nie da się zapisać absolutnie wszystkiego. Proszę zajrzeć do doskonałego komentarza dr Rodzynkiewicza po zestawienie postanowień, które można potencjalnie uznać za sprzeczne z naturą stosunku prawnego spółki albo zasadami współżycia społecznego. Tak, wiem, jaką reakcję statystycznie wywołuję te klauzule u prawników korporacyjnych (pozdrowienia!), ale proszę mi wierzyć, że jak sprawa jest poważna, to można przy ich użyciu ulepić naprawdę mocną śnieżkę. Przykład? Weźmy tę zmianę sum komandytowych. Proszę sobie wyobrazić spółkę i jej trzech komandytariuszy. Spółka negocjuje extra kontrakt. Druga strona szuka elementów do „zbudowania komfortowej sytuacji”. Spółka ma do wyboru uzyskać gwarancję bankową, wspólnicy mogą też podpisać poręczenia, albo – co potencjalny kontrahent akceptuje – wziąć na bary potencjalnie więcej i zwiększyć sumy komandytowe, każdemu po tyle samo. Jeden z komandytariuszy się nie zgadza, bo nie – bo ma mniejszą wyporność na tego rodzaju tematy. Druga sytuacja: dwóch komandytariuszy i komplementariusz stwierdzają, że 3 komandytariusz to jednak idiota i bez przyczyny zwiększają mu i tylko mu, sumę komandytową o 300%. Czy jest ktoś, kogo zdaniem obie te sytuacje należą do tej samej kategorii? Czy porada prawna dla obu jest taka sama: nic się nie da zrobić?

Z drugiej strony, jeżeli 2 z trzech wspólników spółki jawnej utraciło w toku działalności zaufanie do wspólnika nr 3 (i kierując się roztropnością zapisało możliwość zmiany umowy bez jednomyślności), i chce pozbawić go prawa reprezentowania spółki, to dlaczego, DLACZEGO prawo nakazuje im z tym iść do sądu, który wda się w niezwykle konstruktywną czynności zwaną sekondgesingiem?

Po trzecie, nie przekonuje argument o tym, że powództwo z 189 kpc nie wystarcza. W tym argumencie nie ma mięsa, jak w zupie na gwoździu.  Kwestionowanie uchwały wspólników uszczuplającej prawa wspólnika jest przecież możliwe w razie jej bezwzględnej nieważności albo nieistnienia. Uchwała jest bezwzględnie nieważna w razie jej sprzeczności z prawem, zasadami współżycia społecznego lub gdy ma na celu obejście prawa (art. 58 k.c.). Ja tu widzę potencjał. Dlaczego to jest mało? Do tego takie powództwo można kreatywnie zabezpieczyć.

           Podsumowując, nie wydaje się, aby w praktyce były z tym przepisem jakikolwiek problem. Propozycje zmiany art. 9 ksh są poza tym merytorycznie wątpliwie i nieuzasadnione z punktu widzeniach techniki legislacyjnej. Nie ma sensu, aby ksh miał za 10 lat 1200 artykułów.

 

A jak Państwo widzicie omawiane zagadnienie?

 

Ponieważ temat zajął nieco więcej niż planowałem, w tym miejscu skończę. CDN.

+ posts

Dr Bartosz Karolczyk, LL.M. Współzałożyciel ssyp.kylos.pl/korpo. Absolwent oraz stypendysta polskich, jak również amerykańskich wydziałów prawa. Entuzjasta komparatystyki prawniczej w obszarze procesu cywilnego. Praktykuje w Warszawie w dziale postępowań spornych kancelarii Domański Zakrzewski Palinka. Regularnie udziela się naukowo oraz społecznie.

Zobacz także

Dodaj swój komentarz

Ustawa o obligacjach. Komentarz
MAR. Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie nadużyć na rynku. Komentarz
Prawo Pocztowe Komentarz
Postępowanie cywilne po nowelizacji. Komentarz dla pełnomocników procesowych i sędziów