Mój dzisiejszy wpis stanowi tak naprawdę prolog do szerszego zagadnienia jakim jest odpowiedzialność sprzedającego udziały za złożenie fałszywych „oświadczeń i zapewnień” w umowie sprzedaży udziałów.
Zaczynam więc temat trochę od środka i trochę w stylu zwiastunów filmowych. Po resztę trzeba będzie pójść do kina, gdy film już się ukaże 😉 (bonus dla mnie: mocny element motywujący).
***
Ktokolwiek miał z tematem choć trochę do czynienia z pewnością zauważył, że nieodłączną częścią większości obecnych na rynku umów sprzedaży udziałów są tzw. „oświadczenia i zapewnienia”[1] sprzedającego. Dotyczą one szeregu kwestii, począwszy od zdolności sprzedającego do zawarcia umowy, poprzez zapewnienia dotyczące sytuacji prawnej sprzedawanych udziałów, aż po szczegółowe zapewnienia dotyczące spółki, w której udziały są sprzedawane (w tym np. stanu jej aktywów, prawidłowości prowadzonej przez spółkę dokumentacji, zobowiązań spółki, istniejących i potencjalnych sporów, itd.).
Nazwa „oświadczenia i zapewnienia”, a także często same klauzule używane w umowach, stanowiły kalkę zapisów używanych w zachodnich porządkach prawnych (tzw. „representations and warranties”), które wraz z pojawieniem się w naszym kraju zagranicznych kancelarii prawnych, wywarły mocny wpływ na praktyki rynkowe.
Stosowane wzory umów były oczywiście rozwijane, aby zapewnić im właściwą skuteczność w polskim porządku prawnym i obecnie najczęściej nie opierają się już na prostym tłumaczeniu angielskiego tekstu, choć i to nadal niestety się zdarza.
Tak czy inaczej, bardzo często w umowach sprzedaży udziałów czytamy:
„Sprzedający zapewnia Kupującego, że:” lub „Wedle najlepszej wiedzy Sprzedającego:”
No właśnie. Wedle najlepszej wiedzy. Czym więc jest ta mityczna „najlepsza wiedza” sprzedającego? Czy kwalifikowanie oświadczeń „najlepszą wiedzą sprzedającego” zmniejsza czy zwiększa odpowiedzialność sprzedającego wobec kupującego, gdyby dane oświadczenie i zapewnienie okazało się nieprawdziwe?
Na wyżej postawione pytanie trudno odpowiedzieć bez szerzej analizy reżimu odpowiedzialności rządzącego składanymi oświadczeniami (w tym w szczególności czy mówimy tu o odpowiedzialności z tytułu rękojmi przy sprzedaży, odpowiedzialności gwarancyjnej, czy też z tytułu nienależytego wykonania umowy sprzedaży przez sprzedającego). Warto jednak już teraz zerknąć na poglądy doktryny bo pewne wspólne wnioski da się wyprowadzić.
Intuicyjnie wydaje się, że np. zapewnienie, iż coś nie istnieje (np. grożące spółce postępowania sądowe), jest zapewnieniem mocniejszym, niż że „wedle czyjejś wiedzy” takich zagrożeń nie ma. Tym samym odwołanie do wiedzy powinno przynajmniej w teorii zmniejszać ryzyko składającego oświadczenie za konsekwencje jego nieprawdziwości. Z kolei „najlepsza wiedza” sugerowałaby, że chodzi już nie tylko o wiedzę, lecz o coś więcej. Pytanie tylko co ten bonus oznacza dla kupującego? Że sprzedający dobrze się zastanowił, czy aby na pewno składa prawdziwe zapewnienie? A może raczej, że zapewnienie odnosi skutek nie tylko gdy sprzedający o danym fakcie wie, ale również gdy powinien był wiedzieć według podwyższonych standardów staranności jakich można od niego w danych okolicznościach oczekiwać? Tę ostatnią interpretację spotyka się najczęściej.[2]
W tym miejscu warto wskazać tezę, jaką jakiś czas temu przedstawiła dr Małgorzata Bednarek. Otóż według wskazanej autorki wyposażenie oświadczeń i zapewnień w kwalifikację „wedle mej najlepszej wiedzy” może spowodować podwyższenie stopnia staranności wymaganej od składającego oświadczenie lub zapewnienie i tym samym, wbrew intencjom autora umowy, zwiększyć odpowiedzialność sprzedającego wobec kupującego.[3] Pogląd ten, choć poddawany krytyce[4], niesie ze sobą wniosek natury ogólnej, a mianowicie, że proste przenoszenie obcych rozwiązań prawnych może spowodować efekty odmienne od zamierzonych. [5]
Tak jak wspomniałem, szczegółowe konsekwencje kwalifikacji „oświadczeń i zapewnień” wedle „najlepszej wiedzy” sprzedającego będzie można odczytać dopiero po ustaleniu prawnego reżimu odpowiedzialności sprzedającego za złożenie „oświadczeń i zapewnień”.
Tematykę tę postaram się w bardziej uporządkowanej formie kontynuować na korporacyjnie.pl., licząc że choć trochę zainteresowałem Państwa tematem „oświadczeń i zapewnień” w transakcji sprzedaży udziałów.
[1] Obu terminów słusznie lub niesłusznie używam we wpisie zamiennie.
[2] por. np. J. Salwa, Umowa sprzedaży udziałów: representations and warranties, http://www.prawo.egospodarka.pl/74431,Umowa-sprzedazy-udzialow-representations-and-warranties,1,82,1.html;
A Ślęzak, Representations and warranties w umowach poddanych polskiemu prawu, Przegląd prawa handlowego 10/2007, s. 8.
[3] M. Bednarek, Cudze chwalicie, Monitor prawniczy 1/2005.
[4] A. Ślęzak, tamże, s. 8-9 (w swoim kolejnym artykule poświęconym omawianej tematyce A. Ślęzak zdaje się ze wskazanej krytyki przynajmniej częściowo wycofywać).
[5] M. Bednarek, tamże.
Andrzej Tropaczyński jest radcą prawnym i założycielem kancelarii prawnej w Warszawie.
Do jego głównych obszarów specjalizacji należą: prawo spółek, transakcje fuzji i przejęć (M&A), prawo kontraktów handlowych i prawo autorskie.
Swoje doświadczenie zawodowe zdobywał przez 9 lat współpracując z kancelarią prawną Linklaters (od 2007 roku jako radca prawny) w dziale prawa handlowego. W trakcie tej współpracy przeprowadził szereg transakcji M&A, procesów inwestycyjnych i restrukturyzacji korporacyjnych.
Dzięki blisko dwuletniej współpracy z grupą Viacom (lata 2010-2011) dobrze poznał również wewnętrzne uwarunkowania podmiotu gospodarczego.
Od roku 2011 prowadzi własną kancelarię prawną.
Na ssyp.kylos.pl/korpo zajmuje się przede wszystkim tematyką prawa spółek i transakcji fuzji i przejęć.
Pamiętam, że kiedy na praktykach we wiodącej kancelarii dostałem zadanie: „Panie Jacku, zobaczy Pan coś i coś w repsach”, to nie miałem pojęcia o co w ogóle chodzi. 🙂
Bardzo ciekawy temat! Część doniosłego zagadnienia znaczenia różnych boilerplate clauses i innych anglosaskich wynalazków pod prawem polskim. Warte kontynuacji!
czekam na kontynuacje, temat szalenie ciekawy!