W bieżącym roku wreszcie doczekaliśmy się zlikwidowania jednej z największych osobliwości w zakresie części ogólnej prawa cywilnego. Temat ciekawy, a dla spółek mający duże znaczenie praktyczne.
Do tej pory kodeks cywilny w szczegółach przewidywał skutki zawarcia umowy przez pełnomocnika, który nie posiadał do takiej czynności prawnej umocowania lub który takie umocowanie przekroczył. Zgodnie z art. 103 Kodeksu cywilnego ważność takiej umowy mogła być potwierdzona przez osobę, w imieniu której działał „rzekomy” pełnomocnik, a druga strona umowy mogła wyznaczyć tej osobie odpowiedni termin do potwierdzenia umowy. Po jego bezskutecznym upływie jej stan niepewności mijał, a umowa już nie mogła zostać potwierdzona.
Przepis ten pozwalał naprawić sytuację, w której często w sposób nieświadomy umowę jako pełnomocnik podpisywała osoba, która takiego umocowania w całości lub w niezbędnym do zawarcia umowy zakresie nie miała (np. z przepisów wynikał wymóg pełnomocnictwa szczegółowego lub rodzajowego, a pełnomocnictwo było ogólne). Ustawodawca pozwalał zatem takie błędy naprawić, z korzyścią dla obu stron umowy, a także samego pełnomocnika.
Pamiętam własne zdziwienie, gdy przyswajając sobie wiele lat temu część ogólną prawa cywilnego na potrzeby egzaminu z prawa cywilnego zdałem sobie sprawę, że w kodeksie cywilnym brak analogicznego rozwiązania na wypadek, gdy umowa bez odpowiedniego umocowania zawierana jest przez organ osoby prawnej (tj. osoba podająca się za taki organ odpowiedniej funkcji nie piastuje lub przekroczy w ramach tej funkcji swoje umocowanie).
Od razu nasuwało się pytanie: skąd takie rozróżnienie? Ustawodawca zapomniał? A może ma powody, dla których w ten sposób różnicuje reprezentację poprzez pełnomocnika od reprezentacji poprzez piastuna organu osoby prawnej? Innymi słowy, cóż ustawodawca przy takim rozróżnieniu miał na myśli?
Chciałoby się w tym miejscu przywołać cytat jednego z profesorów starszej daty, który kiedyś w podobnej sytuacji stwierdził:
„Proszę Pana, ja znam tego ustawodawcę, on nic nie miał na myśli”.
Żarty żartami, ale taki stan rzeczy miał istotne konsekwencje. O ile umowa zawierana w analogicznych okolicznościach przez pełnomocnika mogła zostać potwierdzona przez mocodawcę (i w takim wypadku pozostawała ważna już od dnia jej zawarcia), to gdy uprawnienia przekroczył piastun organu lub dana osoba zawarła umowę jako piastun organu takiej funkcji w ogóle nie pełniąc, umowa taka była często uznawana za bezwzględnie nieważną i nie dało się jej ze skutkiem wstecznym sanować.[1] Praktyczne konsekwencje takiego stanu rzeczy mogły być dla stron takiej umowy niejednokrotnie bardzo dotkliwe (np. nie doszło do zbycia określonych dóbr lub praw będących przedmiotem umowy).
Nie ma jednak co utyskiwać, bo ustawodawca, choć parę dekad zbyt późno, to jednak zreflektował się, że nie ma żadnych ważnych powodów, aby w ten sposób różnicować sytuację stron reprezentowanych przez „rzekomego pełnomocnika” i „rzekomego piastuna osoby prawnej”.
Tym samym z radością informuję, że zgodnie z nową, ciepłą jeszcze i pachnącą treścią art. 39 Kodeksu cywilnego, tj. od 1 marca 2019 roku:
– Jeżeli zawierający umowę jako organ osoby prawnej nie ma umocowania albo przekroczy jego zakres, ważność umowy zależy od jej potwierdzenia przez osobę prawną, w której imieniu umowa została zawarta.
– Druga strona może wyznaczyć osobie prawnej, w której imieniu umowa została zawarta, odpowiedni termin do potwierdzenia umowy; staje się wolna po bezskutecznym upływie wyznaczonego terminu.
– Jednostronna czynność prawna dokonana przez działającego jako organ osoby prawnej bez umocowania albo z przekroczeniem jego zakresu jest nieważna. Jednakże gdy ten, komu zostało złożone oświadczenie woli w imieniu osoby prawnej, zgodził się na działanie bez umocowania, stosuje się odpowiednio przepisy o zawarciu umowy bez umocowania.
Tym samym zrównano sytuację, w której swoje umocowanie przekracza pełnomocnik z sytuacją, gdy czyni to piastun organu osoby prawnej. Podobnie, zrównano skutki działania „rzekomych” pełnomocnika i piastuna osoby prawnej, w sytuacji gdy osoby te w ogóle nie posiadają odpowiedniego umocowania (nie pełnią odpowiedniej funkcji).
Na deser dodano jeszcze, że w opisywanym przypadku przepisy o odpowiedzialności piastuna osoby prawnej (o której to odpowiedzialności w tym wpisie się nie zająknąłem, bo odpowiada ona sytuacji pełnomocnika już od wielu lat) stosuje się odpowiednio do reprezentacji osoby prawnej, która nie istnieje.
Jeden przepis zmieniony, a tyle dobra. Pozdrawiam serdecznie.
Autor jest radcą prawnym, prowadzi kancelarię prawną w Warszawie.
Zdjęcie dzięki uprzejmości FrameAngel z FreeDigitalPhotos.net
[1] W orzecznictwie sądowym kilkukrotnie zaprezentowano stanowisko, iż w takim wypadku można w drodze analogii stosować przepisy o pełnomocnictwie, jednak pogląd ten nie został w doktrynie, ani orzecznictwie jednolicie przyjęty jako zbyt daleko idący i w istniejącym stanie prawnym normatywnie nieuzasadniony.
Andrzej Tropaczyński jest radcą prawnym i założycielem kancelarii prawnej w Warszawie.
Do jego głównych obszarów specjalizacji należą: prawo spółek, transakcje fuzji i przejęć (M&A), prawo kontraktów handlowych i prawo autorskie.
Swoje doświadczenie zawodowe zdobywał przez 9 lat współpracując z kancelarią prawną Linklaters (od 2007 roku jako radca prawny) w dziale prawa handlowego. W trakcie tej współpracy przeprowadził szereg transakcji M&A, procesów inwestycyjnych i restrukturyzacji korporacyjnych.
Dzięki blisko dwuletniej współpracy z grupą Viacom (lata 2010-2011) dobrze poznał również wewnętrzne uwarunkowania podmiotu gospodarczego.
Od roku 2011 prowadzi własną kancelarię prawną.
Na ssyp.kylos.pl/korpo zajmuje się przede wszystkim tematyką prawa spółek i transakcji fuzji i przejęć.