Dzień dobry Państwu,
Mam dziś przyjemność zaprezentować Państwu zapis mojej rozmowy o pozwach grupowych z Mec. Piotrem Terleckim, warszawskim adwokatem, który z tematem zapoznaje się na pierwszej linii frontu – prowadząc tego rodzaju, bądź co bądź, precedensowe sprawy. Zapraszam do lektury, i – rzecz jasna – do dyskusji w sekcji na komentarze!
Bartosz Karolczyk (BK): Panie Mecenasie, rozumiem, że w swojej praktyce ma Pan często do czynienia z postępowaniem grupowym, prowadzonym na podstawie przepisów ustawy, która weszła w życie w 2010 r. Pokuśmy się o pewną ogólną ocenę. Jak na skali, od 1 (źle) do 5 (bardzo dobrze) ocenia Pan obecną ustawę?
Piotr Terlecki (PT): Tego typu ocena byłaby chyba zbytnim uproszczeniem. Ustawy nie można ocenić jednoznacznie dobrze albo źle. Głównie przez wzgląd na to, że zbyt krótko funkcjonuje w obrocie prawnym. Natomiast na obecnym etapie dostrzegam dwie istotne wady, o których warto powiedzieć. W pierwszej kolejności wymieniłbym jej ograniczony zakres przedmiotowy. Drugą, równie istotną kwestią, jest brak wyraźnych norm materialnoprawnych dotyczących dochodzenia roszczeń w trybie postępowania grupowego.
Jest oczywiście wiele kwestii szczegółowych, które pojawiły się na tle praktyki sądowej. Niemniej, te dwie wskazane powyższej, mają w mojej ocenie kluczowe, systemowe, znaczenie dla rozwoju pozwów grupowych w Polsce. W każdym razie, od strony praktycznej w pełni będzie można ocenić tę ustawę dopiero za kilka lat, kiedy prawomocnie zakończy się kilka spraw. Oczywiście mam na myśli wyroki merytoryczne, a nie prawomocne odrzucenie pozwu w związku z kwestiami formalnymi, co już następowało.
BK: Dlaczego akurat te dwie kwestią są w Pana ocenie tak istotne?
PT: Po pierwsze, brzmienie art. 1 ust. 2 ustawy zostało zmienione w trakcie prac legislacyjnych względem pierwotnej wersji zaproponowanej przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Cywilnego. Zgodnie z art. 1 ustawa znajduje zastosowanie tylko w sprawach roszczeń o ochronę konsumentów, z tytułu odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny oraz z tytułu czynów niedozwolonych, z wyjątkiem roszczeń o ochronę dóbr osobistych.
W efekcie z zakresu ustawy wyłączono takie sprawy, jak np. roszczenia grupy małych przedsiębiorców przeciwko monopoliście, sprawy pracownicze, a przede wszystkim sprawy takie jak katastrofa hali w Katowicach.
BK: Czy pożar w metrze albo wybuch gazociągu…
PT: Dokładnie, moim zdaniem, takie uregulowanie zakresu przedmiotowego ustawy, wypaczyło istotę wprowadzonej instytucji. W swoim założeniu miała ona bowiem służyć dochodzeniu roszczeń przede wszystkim takim grupom poszkodowanych, jak w sprawie hali w Katowicach. Tak się jednak nie stało, ze względu na wyłączenie ustawowe w zakresie roszczeń o ochronę dóbr osobistych.
Skutkiem przyjętego rozwiązania postępowania grupowe skupiają się głównie na kwestiach formalnych, natomiast merytoryczne rozpoznanie sporu schodzi na dalszy plan. Obecne brzmienie ustawy sprawia, że główny spór zamiast wokół zasadności roszczenia oscyluje wokół zakwalifikowania konkretnej sprawy do definicji przewidzianej w art. 1 ust. 2. Dyskusja taka sprowadza się przede wszystkim do rozważania tego, czy dana sprawa stanowi spór konsumencki albo czy mamy do czynienia z roszczeniem o ochronę dóbr osobistych.
BK: To jest, mam wrażenie, dość częsty problem polskiej procedury. Podobne zjawisko występowało na gruncie prekluzji procesowej w postępowaniu gospodarczym – kłótnia koniec końców była przede wszystkim, o to, co, kto i kiedy zgłosił…
PT: Rzeczywiście prekluzja rodziła więcej problemów praktycznych niż przynosiła pozytywnych skutków, ale przynajmniej w założeniu miała służyć ekonomii procesowej. Ograniczenia z art. 1 ustawy nie służą niczemu, są tylko efektem lobbingu dużych instytucji, które straszyły parlamentarzystów amerykańskim zjawiskiem szantażu pozwami grupowymi. Oczywiście takie praktyki mają miejsce w Stanach Zjednoczonych, tylko czy odpowiedzią na nie ma być zakazanie stosowania ustawy w większości spraw? W mojej ocenie jest wiele innych instrumentów prawnych, którymi można zwalczać takie działania, chociażby odpowiednią regulacją kaucji aktorycznej. Skoro ustawodawca uznał, że instytucja pozwów grupowych jako taka jest potrzebna, to nie powinien wprowadzać jej tylko połowicznie. W zw. z powyższym wskazane byłoby powrócenie do pierwotnego brzmienia przepisu, który nie zawierał obowiązujących ograniczeń . Oznaczałoby to dopuszczenie do rozpoznania w trybie postępowania grupowego każdej sprawy cywilnej, w której są dochodzone roszczenia jednego rodzaju, co najmniej 10 osób, oparte na jednakowej podstawie faktycznej lub prawnej, jeżeli istotne okoliczności faktyczne uzasadniające żądanie są wspólne dla wszystkich roszczeń.
BK: A druga kwestia, o której Pan wspomniał – brak wyraźnych norm materialnoprawnych dotyczących dochodzenia roszczeń w trybie postępowania grupowego? Co ma Pan na myśli?
PT: Druga kluczowa kwestia to brak właśnie takiej, wyraźnej regulacji. Co prawda, ustawa przewiduje instytucję ujednolicenia roszczeń (co najmniej w podgrupach dwuosobowych), nie przesądza jednak wyraźnie, czy czynność ta ma charakter materialnoprawny, czy wyłącznie formalno-techniczny.
Opowiedzenie się za tą drugą koncepcją oznacza, że wymóg ujednolicenia nie jest potrzebny, bowiem takie pogrupowanie roszczeń nie prowadzi do znacznego uproszczenia postępowania, a nawet generuje dodatkowe problemy praktyczne i organizacyjne. Co więcej, bez możliwości materialnoprawnego ujednolicenia dochodzonych roszczeń, w większości przypadków, ustawa zostałaby ograniczona do ustalania odpowiedzialności pozwanego, na co pozwala art. 2 ust. 3 ustawy. Natomiast dochodzenie roszczeń o zapłatę stałoby się bardzo utrudnione i ograniczone wyłącznie do specyficznych stanów faktycznych.
W związku z powyższym należy zastanowić się, czy przyjęcie jedynie koncepcji techniczno-formalnego ujednolicenia nie powodowałoby, że w efekcie długotrwałe postępowanie grupowe kończyłoby się wyłącznie przesądzeniem odpowiedzialności. Jednak po takim procesie dziesiątki członków grupy i tak musiałoby zakładać nowe, indywidualne sprawy. Przyjęcie takiej koncepcji podważałoby celowość wprowadzenia postępowania grupowego– zarówno pod względem korzyści dla większych grup poszkodowanych, jak również odciążenia wymiaru sprawiedliwości, czyli tzw. ekonomii procesowej. W pierwszej fazie sąd rozpoznawałby bowiem sprawę o przesądzeniu odpowiedzialności, ale potem w ramach postępowań o zapłatę dochodziłoby do ponownego rozdrobnienia spraw na szereg indywidualnych postępowań przed czym ustawa miała chronić.
W mojej ocenie, na tle obecnej regulacji (brzmienie art. 2 ust. 2 oraz art. 6 pkt 2) ustawy) oraz jej wykładni celowościowej (niektórzy komentatorzy jako podstawę wskazują także art. 322 k.p.c.), dopuszczalne jest przyjęcie ujednolicenia roszczeń w sensie materialnoprawnym.
BK: No właśnie, art. 322 k.p.c. – bardzo ciekawy przepis, odnoszę wrażenie, że w praktyce sądowej kompletnie zapomniany…
PT: Z moich doświadczeń zawodowych wynika, że nie jest stosowany, bo sądy II instancji takie działania sądów pierwszoinstancyjnych na ogół traktują negatywnie, stąd zapewne daleko posunięta ostrożność w stosowaniu tej regulacji. Niemniej wskazane byłoby, w celu uniknięcia ewentualnych sporów, aby ustawodawca wprowadził wyraźną materialnoprawną regulację w tym zakresie, odbiegającą od ogólnych zasad kodeksowych przewidujących indywidualizację roszczeń. Co więcej, wymóg ujednolicenia roszczeń prowadzi de facto do tego, że niektórzy z członków grupy muszą zrezygnować z dochodzenia części swoich roszczeń, tak aby zmieścić się w ramach danej podgrupy. Powstaje więc pytanie, czy te kwoty mogą być dochodzone w odrębnych procesach, czy nie? Jeśli przyjmiemy, że ujednolicenie ma charakter wyłącznie techniczno-procesowy, okazuje się, że wszystkie te osoby mogą dochodzić także tej części kwoty w odrębnych procesach, co także podważałoby sensowność regulacji dotyczącej pozwów grupowych, w tym konieczność ujednolicania roszczeń.
BK: Czy poza tymi dwoma zagadnieniami są jeszcze inne problemy, na które Pana zdaniem warto zwrócić uwagę?
PT: Bardzo istotną kwestią formalną dotyczącą pozwów grupowych jest instytucja kaucji, której może żądać pozwany na zabezpieczenie kosztów procesu. Niezłożenie takiej kaucji ma bardzo doniosłe skutki procesowe (odrzucenie pozwu), w związku z czym pożądane byłoby wskazanie przesłanek, na podstawie których sąd podejmuje decyzję w tym zakresie. W obecnych przepisach brak jest bowiem takiej regulacji, co utrudnia stronom postępowania formułowanie argumentacji zarówno przy wniosku o zobowiązanie do wpłaty kaucji, jak również przy ewentualnym zażaleniu na taką decyzję. Co więcej, brak takich przepisów utrudnia pracę sądowi.
Ustawodawca powinien więc rozważyć wprowadzenia ogólnych dyrektyw, podług których sąd podejmowałby decyzję w sprawie kaucji. Dobrym wzorcem jest tutaj prawo australijskie, które zawiera m.in. następujące przesłanki dla sądu, pozwalające na wydanie postanowienia o zobowiązaniu do wpłacenia kaucji: 1) sytuacja, w której nieposiadający majątku powód został celowo wybrany by ochronić przed kosztami innych członków grupy, posiadających znaczne środki finansowe (np. sprawy przeciwko producentom papierosów, gdzie reprezentantem jest osoba podstawiona o niskich dochodach, pomimo występowania wśród członków grupy bogatej organizacji antynikotynowej); 2) powództwo wskazuje na nadużycie lub jest nieproporcjonalne gdy zestawi się roszczenie z kosztami postępowania; 3) ustanowienie kaucji nie wpłynie negatywnie na dochodzenie roszczeń przez powoda.
BK: Pozwy zbiorowe wywodzą się z systemów prawnych prawa precedensowego (common law), gdzie sądy od wielu wieków są niezależną władzą i przy wsparciu prawników pełnią doniosła funkcję źródła istotnych zmian społecznych. Czy sądzi Pan, że polskie sądy są gotowe do rozstrzygania tego rodzaju spraw? Czy wyrosły już mentalności socjalistycznej i post-socjalistycznej, gdzie ich rolą było realizowanie polityki państwa?
PT: Na tle ubogiego jak na razie orzecznictwa, uważam, że sądy radzą sobie dobrze z tą skomplikowaną materią pomimo wad ustawy, o których rozmawialiśmy wcześniej. Na przykład bardzo rozważnie podchodzą do stosowania kaucji aktorycznej, tak żeby nie ograniczać prawa do sądu członkom grupy.
Jeśli chodzi o kwestię mentalności, o której Pan wspomniał, to raczej dostrzegałbym te problemy w sferze stosowania prawa materialnego, a nie procedury. Tutaj rzeczywiście zmiany w mentalności w zakresie niektórych instytucji przebiegają powoli, np. w zakresie spółdzielczości mieszkaniowej, w której występuje w mojej ocenie znacznie więcej patologii niż w relacjach konsument-deweloper. Dopiero w ostatnich latach w orzecznictwie zaczęto traktować członków wielotysięcznych molochów spółdzielczych, jak wszystkich innych konsumentów. No bo jaki wpływ na wąską grupkę włodarzy takiej np. ośmiotysięcznej spółdzielni ma przeciętny Kowalski, który podpisuje z nią umowę na wybudowanie lokalu? Na ogół przychodząc z ulicy, nie będąc jeszcze członkiem spółdzielni. Jednak wciąż zdarzają się orzeczenia sądów, w którym podnosi się, że budowa takiego lokalu jest de iure budową prowadzoną „przez samego członka”, z wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami. Jednocześnie te same sądy orzekają masowo o roszczeniach spółdzielni wobec tych członków, a idąc za powyższą logiką należałoby przecież stwierdzić, że członek „sam od siebie” roszczeń dochodzić nie może. Takie postawienie sprawy w zestawieniu z ogólnymi normami prawa cywilnego jest paradoksalne. Zarówno spółdzielnia powinna odpowiadać wobec członka, jak i on wobec spółdzielni. Są to w końcu dwa odrębne byty prawne. Sytuacja, w której odpowiedzialność działa tylko w jedną stronę i to na niekorzyść podmiotu słabszego jest w mojej ocenie niedopuszczalna. Wspominam o tym, bo jest to jeden z rodzajów spraw, które mogą być obecnie prowadzone w oparciu o przepisy ustawy o pozwach grupowych. Sam prowadzę takich spraw kilkanaście, w tym także w ramach postępowań grupowych, gdzie status konsumencki członków grupy został przesądzony zarówno przez Sąd Okręgowy, jak i Sąd Apelacyjny w Warszawie.
BK: Czy wprowadzenie tej ustawy miało sens czy był to bardziej PR polityczny?
PT: Można powiedzieć, że praktycznie każde działanie organów władzy w państwach demokratycznych jest konfrontowane z opinią publiczną, tak więc chcąc nie chcąc musi mieć także wymiar w zakresie PR politycznego, jak to Pan określił. Od tego politycy nie uciekną, a summa summarum to oni uchwalają ustawy, a nie Komisje Kodyfikacyjne.
BK: Ale to Komisje je opracowują…
PT: Niestety nie wszystkie zmiany, tylko te o znaczeniu systemowym. Zresztą nawet w projektach Komisji parlamentarzyści potrafią wprowadzić swoje całkowicie nieprzemyślane koncepcje. Weźmy np. art. 24 ustawy o pozwach grupowych, w którym w trakcie prac sejmowych zmieniono fragment: „W kwestiach nieuregulowanych w ustawie stosuje się odpowiednio przepisy kodeksu cywilnego”, w taki sposób, że wyrzucono słowo „odpowiednio”. Dla każdego prawnika jest to zmiana o wielkiej wadze, dla parlamentarzystów była to po prostu zmiana stylistyczna…
Abstrahując od powyższych kwestii, uważam że ustawa ta może odgrywać doniosłą rolę w polskim wymiarze sprawiedliwości, ale dopiero po wprowadzeniu dwóch korekt, o których już mówiłem.
BK: Od strony teorii prawa, idea tej ustawy sprowadza się do lepszej realizacji prawa do sądu. Chodzi o to, aby wiele osób z roszczeniami jednostkowo nieopłacalnymi mogło zebrać się razem i wspólnie dochodzić swoich praw. Przekładając to na język ekonomiczny, tego rodzaju ustawa, co do zasady, tworzy nowy rynek, zarówno dla poszkodowanych (nabywców), jak i profesjonalnych doradców (sprzedawców). Przypomnijmy, że sprawę dla grupy musi prowadzić radca prawny lub adwokat. Czy istotnie taki rynek Pana zdaniem powstał?
PT: Jest za wcześnie, żeby mówić o powstaniu rynku, czy specjalizacji w tym zakresie. Po pierwsze, jest zaledwie kilka spraw, które przeszły do rozpoznania merytorycznego. Po drugie, brak jak na razie prawomocnego wyroku w jakiejkolwiek sprawie, zapadło tylko kilka w pierwszej instancji, ale z tego, co mi wiadomo będą skarżone. Dopiero więc za kilka lat będziemy mogli mówić o zalążku tego typu rynku, jeśli w ogóle się rozwinie na większą skalę.
BK: Dlaczego? Jakie dostrzega Pan przeszkody w rozwoju tego rynku? Co musiałby się stać, aby ten rynek się rozwinął? Czy jest to w ogóle możliwe? Zaryzykuję tezę, że ci, którzy z daleka śledzili temat pozwów zbiorowych, oczekiwali zapewne scenariuszy rodem z filmów Erin Brockovich czy „A Civil Action” (polski tytuł: Adwokat – nie chodzi o ten, który właśnie wszedł na ekrany kin).
PT: Po pierwsze, na zahamowanie rozwoju tego typu rynku wpływa ograniczenie zakresu przedmiotowego ustawy, o którym mówiłem na początku. Obecnie nie można dochodzić roszczeń w takich sprawach jak np. katastrofa hali w Katowicach, toteż należy spytać dla kogo w takim razie w ogóle ta ustawa powstała?
Druga kwestia, to brak wyraźnej regulacji materialnoprawnej. Tutaj albo trzeba poczekać na wyroki Sądu Najwyższego, które przesądzą wskazany spór, albo rozstrzygnąć to nowelizacją. Tak jak brzmienie art. 1 ustawy ogranicza rodzaje spraw, w których możemy skorzystać z pozwu grupowego, tak brak możliwości ryczałtowego ujednolicenia roszczeń grupowych, spowodowałby, że de facto będzie można dochodzić tylko ustalenia odpowiedzialności w ramach tej instytucji prawnej, natomiast dochodzenie roszczeń będzie znowu rozdrobnione na kilkanaście, czy kilkaset małych postępowań. Powstaje zatem pytanie, gdzie tu sens postępowania grupowego i ekonomii procesowej, jeśli pozew grupowy będzie stanowił tylko przydługie preludium do kolejnych pozwów indywidualnych? Tak jak mówiłem, uważam, że na tle obecnych przepisów takie ujednolicenie jest możliwe, ale w sytuacji gdy nie dojdzie do nowelizacji albo wyroku Sądu Najwyższego, które przesądzą to jednoznacznie, instytucja pozwów grupowych pozostanie jedynie bardzo skomplikowanym, efektownym, ale jednocześnie nieefektywnym, narzędziem procesowym, na temat którego będzie można pisać kolejne dysertacje i z wypiekami na czole dyskutować w kręgach akademickich. Natomiast z sal sądowych takie postępowania znikną szybciej niż się pojawiły, bo pełnomocnicy przekonają się, że to tylko kosztowne i długotrwałe narzędzie, które jednak nie przynosi ostatecznie żadnych korzyści dla klientów.
Jeśli chodzi natomiast o bardzo eksploatowany przez media wątek „amerykański”, że tak go określę, to pamiętajmy, że w przeciwieństwie do USA, w Polsce adwokaci i radcy prawni nie mogą się reklamować, istnieje zakaz prowadzenia sprawy wyłącznie za wynagrodzenie w postaci success fee. Te zasady deontologiczne zawodu adwokata i radcy prawnego sprawiają, że nasz rynek nigdy w pełni nie upodobni się do tego, który wykształcił się w Stanach Zjednoczonych. Czy to dobrze, czy źle, to już temat na dłuższą dyskusję. Ja osobiście byłbym zwolennikiem znalezienia złotego środka w zakresie reklamy, np. w postaci regulacji szwajcarskiej, gdzie jest ona dozwolona, ale z pewnymi ograniczeniami. Natomiast zakaz umawiania się wyłącznie na wynagrodzenie od sukcesu de facto uniemożliwia ubogim osobom dochodzenia roszczeń z pomocą profesjonalisty, bo nie stać ich na zapłatę wynagrodzenia z góry. Dlatego uważam, że jest to ograniczenie, które powinno zostać zlikwidowane, bo w rzeczywistości nie niesie za sobą żadnych większych wartości. Oczywiście zwolennicy tej regulacji w kontrze podnieśliby, że to sprawia, iż adwokat „nie będzie szedł po trupach” do zwycięstwa, że nie utożsami się zanadto ze sprawą klienta. W mojej ocenie istnieje jednak cała masa innych regulacji, które przed tym chronią, na czele z kodeksem karnym, któremu adwokaci, jak wszyscy inni obywatele, również podlegają.
BK: Rozumiem zatem, że nie dostrzega Pan podział na pełnomocników powodów (plaintiff bar) i pełnomocników pozwanych (defense bar)?
PT: Zdecydowanie za wcześnie, żeby taki podział mógł nastąpić, bo jest to dopiero kolejny etap rozwoju rynku, który jeszcze nie powstał. Tak więc siłą rzeczy, jeśli nie ma jeszcze specjalizacji w pozwach grupowych jako takich, to trudno mówić o swoistej „specjalizacji w specjalizacji”, jaką byłby rozdział na plaintiff bar i defense bar.
BK: Powoli zbliżamy się do 4 rocznicy obowiązywania ustawy, powinniśmy zatem wkrótce otrzymać pierwsze orzeczenia SN. Niemniej, słyszałem, że póki co żadna skarga kasacyjna dotycząca meritum nie została przyjęta do rozpoznania. Jakie są Pana zdaniem najbardziej palące kwestie wymagające komentarza najwyższej instancji sądowej w kraju?
PT: Z tego, co mi wiadomo jest jedno orzeczenie w zakresie tego, czy Rzecznika Praw Konsumentów także obowiązuje przymus adwokacko-radcowski. Jest kilka orzeczeń w trybie art. 10 i kaucji na poziomie SO i SA, oraz kilka orzeczeń merytorycznych w I instancji. Na skargę kasacyjną w sprawie merytorycznego rozstrzygnięcia jeszcze pewnie będziemy musieli poczekać kilka lat. Główny problem do rozstrzygnięcia, jeśli wcześniej nie uczyni tego ustawodawca, to zagadnienie materialnoprawne dot. ryczałtowego ujednolicania roszczeń członków grupy, o którym mówiłem już wcześniej.
BK: Czy preferowałby Pan orzeczenie SN czy interwencję ustawodawczą w tym zakresie?
PT: W aspekcie zakresu przedmiotowego ustawy orzeczenie Sądu Najwyższego niewiele da, natomiast w kwestii ryczałtowego traktowania roszczeń członków grupy zapewne wcześniej, czy później zapadnie. Ale także w tym zakresie przydałaby się wyraźna regulacja, żeby uniknąć wątpliwości. Natomiast nowela dotycząca przesłanek orzekania o kaucji może być skutecznie zastąpiona przez orzecznictwo sądów, co już częściowo następuje w niższych instancjach.
BK: Jakie obszary prowadzenia pozwu grupowego są największym wyzwaniem od strony praktycznej? Czy widziałby Pan tutaj miejsce na interwencję ustawodawcy?
PT: Postępowanie grupowe to całkowite novum w polskim prawie, tak więc pełnomocnicy, którzy jako pierwsi zajęli się prowadzeniem tego typu spraw, musieli stworzyć wszystkie dokumenty procesowe i pozaprocesowe od podstaw. Wymagało to przewidywania, co w takim postępowaniu może okazać się istotne bez kierunkowskazu w postaci orzecznictwa, którego jeszcze wówczas nie było, a które wciąż jest bardzo ubogie.
Ponadto, jest to przedsięwzięcie czasochłonne oraz skomplikowane pod kątem technicznym. Wymagające bardzo dużej dokładności w zakresie zgromadzenia i odpowiedniej selekcji materiału dowodowego.
Poza wątkiem merytorycznym, który zawsze może być prostszy lub trudniejszy, wskazałbym na dwa zasadnicze kryteria, specyficzne dla tego typu postępowań, które wpływają na trudność przygotowania takiego pozwu.
Pierwsze kryterium, to oczywiście liczba chętnych do grupy, których roszczenia trzeba zweryfikować, ustalić cechy wspólne w zakresie podstawy faktycznej i prawnej. Kluczowe znaczenie ma stworzenie odpowiednich ram prawnych dla funkcjonowania grupy, podejmowania przez nią decyzji, komunikacji, zasad pokrywania bieżących kosztów postępowania… itd. Należy pochwalić ustawodawcę za pozostawienie dużej swobody w tym zakresie. Regulacja kazuistyczna byłaby tutaj wylaniem dziecka z kąpielą ze względu na olbrzymią różnorodność stanów faktycznych. Co więcej, takie dobre zorganizowanie grupy ma także bardzo istotne znaczenie procesowe – np. sądy w oparciu o tego typu dokumenty oceniają zasadność ustanowienia kaucji na rzecz pozwanego, jak pokazują pierwsze orzeczenia w tym zakresie.
Drugie kryterium, to kwestia, czy mamy do czynienia z pozwem o zapłatę, czy jedynie o ustalenie odpowiedzialności. W tym pierwszym konieczne jest tzw. ujednolicenie roszczeń w co najmniej dwuosobowych podgrupach. Z własnych doświadczeń mogę powiedzieć, że takie ujednolicenie, poza sporym problemem technicznym dla strony przygotowującej pozew, niewiele wnosi do samego postępowania, jeśli przyjmiemy że ma charakter wyłącznie techniczno-procesowy, co jest obecnie sporne. Dużo lepszym rozwiązaniem byłoby, wspominane już kilkakrotnie przeze mnie, wprowadzenie wyraźnej regulacji materialnoprawnej, w oparciu o którą można by opracować algorytm, według którego wyliczane byłyby roszczenia poszczególnych członków grupy. Stosowanie metod charakterystycznych dla roszczeń indywidualnych jest bowiem trudne albo wręcz niemożliwe do zastosowania w większości tego typu spraw.
BK: Dziękuję za rozmowę.
PT: Dziękuję.
Bartosz Karolczyk rozmawiał z:
adwokatem Piotrem Terleckim, wspólnikiem zarządzającym w Terlecki & Wspólnicy Kancelaria Prawna sp.j., doktorantem w Katedrze Postępowania Cywilnego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, pełnomocnikiem w trzech postępowaniach grupowych (w tym w jednym z udziałem Rzecznika Praw Konsumentów), toczących się w chwili obecnej przed Sądem Okręgowym w Warszawie.
Dr Bartosz Karolczyk, LL.M.Współzałożyciel ssyp.kylos.pl/korpo. Absolwent oraz stypendysta polskich, jak również amerykańskich wydziałów prawa. Entuzjasta komparatystyki prawniczej w obszarze procesu cywilnego. Praktykuje w Warszawie w dziale postępowań spornych kancelarii Domański Zakrzewski Palinka. Regularnie udziela się naukowo oraz społecznie.
Leave a Comment
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Nie za bardzo rozumiem, dlaczego z zakresu ustawy mają być wyłączone „sprawy roszczeń grupy małych przedsiębiorców przeciwko monopoliście”? Przecież ustawa o pozwach zbiorowych znajduje zastosowanie do roszczeń „z tytułu czynów niedozwolonych, z wyjątkiem roszczeń o ochronę dóbr osobistych”, a roszczenia „małych przedsiębiorców przeciwko monopoliście” będą oparte na nadużyciu pozycji dominującej, które jako praktyka sprzeczna z art. 9 o ochronie konkurencji i konsumentów jest zwykłym deliktem.
Witam,
Dziękuję za komentarz.
Ciekawa uwaga, ale czy nie jest tak, że art. 9 uokik: (1) stanowi podstawę do nałożenia kar pieniężnych na takiego przedsiębiorcę oraz (2) skutkuje sankcją nieważności konkretnych postanowień w rozumieniu art. 58 k.c., ale dochodzenie konkretnych roszczeń odbywa się już na zasadzie ex contractu albo bezpodstawnego wzbogacenia (np. część pobranego świadczenia była oparta na postanowieniu, które jest nieważne w świetle art. 9 uokik – a więc dochodzę go na podstawie art. 410 par. 2, a nie art. 415 k.c. w zw. z art. 9 uokik). Natomiast ustawa o pozwach grupowych nie dopuszcza pozwu przedsiębiorców z roszczeń ex contractu albo 405 i n. k.c.
Pozdrawiam
Piotr Terlecki
Dochodzenie roszczeń w przypadku nadużywania pozycji dominującej powinno odbywać się na podstawie art. 415 kc. Polecam ciekawy komentarz odnośnie do tendencji w UE. Private enforcement w zakresie prawa konkurencji w Polsce to na razie temat b. dobrze opracowany w teorii:) http://www.antitrust.pl/2013/09/projekt-dyrektywy-w-sprawie-private-enforcement/
Dziękuję za linka – rzeczywiście ciekawy wątek i jak widać na razie teren dziewiczy jeśli chodzi o polski wymiar sprawiedliwości. W wolnej chwili zgłębię temat, ale na pierwszy rzut oka przyznaję, że chyba rzeczywiście można by było zaczepić się o 415 k.c. Mam nadzieję, że będę miał okazję „opracować ten temat także w praktyce”.
Wydaje mi się, że Piotr spojrzał na sprawę przy użyciu „amerykańskiego szkła”. Jak powszechnie wiadomo, naruszenia w USA prawa konkurencji (antitrust law violation) jest deliktem, za które należy się odszkodowanie w potrójnej wysokości. O ile mi wiadomo, co potwierdza Szymon, w Polsce nigdy nie było pozwu za naruszenie prawa konkurencji w oparciu o 415 kc (co do tego pełna zgoda – ustawa kreuje normy publicznoprawne, które egzekwuje regulator, czyli klasyczny public enforcement), mimo że naruszenie ustawy jest działaniem bezprawnym i jako takie poniekąd przesądza o winie po stronie „naruszyciela”. Problem jest z wykazaniem szkody.
Podobnie sprawa wygląda w całej Europie, także w obszarze pozwów grupowych, które generalnie nie chwyciły. Projekty Komisji – w obu tych tematach, czyli private enforcement oraz collective redress, zarówno dla spraw z zakresu prawa konkurencji, jak i ogólnie prawa konsumenckiego – są bardzo konserwatywne i generalnie oceniane przez specjalistów jako słabe.
Ad Piotr Terlecki – trzymam kciuki za zgłębienie tematu w praktyce:)
Ad Bartosz Karolczyk – nie twierdzę, że nie było pozwu za naruszenie prawa konkurencji – zapewne były takie, ale nie w ramach powództwa zbiorowego. Z tego co się orientuję – wszelkie próby wykorzystania orzecznictwa antymonopolowego na drodze prywatnoprawnej są kończone ugodami (niejawnymi).
O widzę, że ciekawa dyskusja się wywiązała.
Odświeżyłem sobie nawet w związku z powyższym moją magisterkę.
I okazuje się że mam tam całe cztery strony o roszczenia o naruszenie prawa konkurencji w oparciu o delikty cywilnoprawne (ss. 24-28, Rozdzial 2.2.1. Naruszenie prawa konkurencji jako delikt cywilnoprawny). Polecam:)
http://www.ipwi.uj.edu.pl/pliki/prace/Piotr_Semeniuk_Wina_i_strona_podmiotowa_w_prawie_konkurencji_1342773510.pdf
Powszechnie wiadomo,że trudniej jest wygrać sprawę z pozwu grupowego.
Nawet po wygranej sprawie z pozwu grupowego, można przegrać sprawę indywidualną, ze względu na indywidualne okoliczności.
Widzę, że wywiad z moją skromną osobą wciąż ma najwięcej komentarzy 😉
Jako epilog mogę dodać, że po ponad 6 latach w końcu ostatecznie udało się wygrać sprawę grupową, którą wtedy zaczynałem. W dniu 18 grudnia 2019 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie ostatecznie zakończył to postępowanie. W międzyczasie przeprowadziłem szereg spraw dot. mniejszych i większych grup osób, ale stosowałem już połączenie w trybie art. 219 kpc (ew. współuczestnictwa), co daje dużo lepsze rezultaty pod każdym względem (poza trochę wyższą opłatą sądową, ale z kolei refundacja kosztów zastępstwa jest wyższa). Dla porównania postępowanie dot. 76 spraw (38 powództw głównych i 38 powództw wzajemnych) w wyroku częściowym skończyła się prawomocnie po ok. roku, a wyrok końcowy był po ok. 2 latach (przy czym był jeszcze powołany w niej biegły sądowy, a w stosunku do powództw wzajemnych podniosłem 38 ewentualnych zarzutów potrącenia, więc de facto sąd zajmował się 114 sprawami). W porównaniu do sprawy grupowej, w której merytoryczne rozstrzygnięcie w każdej instancji potrzebowało tylko po 1 rozprawie, to całe pozostałe 6 lat to kwestie proceduralne i czekanie w kolejce na wyznaczenie terminów rozpraw. Reasumując, odradzam korzystanie z pozwów grupowych, chyba że mówimy o grupach osób liczących tysiące osób. Natomiast pozew grupowy o ustalenie odpowiedzialności to już totalna pomyłka, w szczególności, że nie gwarantuje wygranej w sprawie indywidualnej.
Pozdrawiam i Życzę Spokojnych i Radosnych Świąt.